-Tak... To jest mądry człowiek- Powiedziałam,a raczej pomyślałam odczytując odpowiedź
sms'ową od Kamila. Zaśmiałam się sama do siebie, chwilę z nim jeszcze popisałam- min. o tym, że jutro
się spotkamy jeszcze przed moim wyjazdem, i poszłam spać. Wstałam około 9 nad ranem. Była to niedziela więc rodzice byli w domu co dało się we znaki bo już od 6 rano biegali po całym domu. Przyzwyczajeni byli o tej godzinie wstawać, więc w wolne dni również tak czynili. Pełna zaspania po nałożeniu puchatych kapci obrazujących królika wyciągnęłam się i już po chwili znalazłam się na dole jedząc kanapki z serem i jajkiem popijając dość słodką herbatą. Oczywiście nie obyło się bez gadania rodziców, że 2,5 łyżeczki to za dużo ale ja już byłam do tego przyzwyczajona a jak się mówi- Zwyczajów się nie zmienia. W zasadzie... Chyba się tak nie mówi. Mniejsza o to, chodzi o to, że ja swoich nawyków od dzieciństwa nie mam zamiaru zmieniać. Niech się lepiej zajmą sobą i piciem kawy 3 razy dziennie.
Odsunęłam krzesło, podniosłam swoje cielsko biorąc do ręki talerz z herbatą, włożyłam naczynia
do zlewu, bo oczywiście mój tatuś twierdzi, że zmywarka nie jest nam potrzebna i pobiegłam schodami na górę.
-Za 2 godziny już bądź gotowa. Na 13 musimy tam być, a około godzinę, godzinę i pół się jedzie- Zawołała mama z dołu wycierając swoje ręce o jakąś starą ściereczkę.
-No wiem mamo !- Krzyknęłam otwierając drzwi do mojej komnaty wyklejonej siatkarzami i różnymi zespołami rockowymi. Otworzyłam szafę i wyjęłam średniawą* torbę, którą miałam w szpitalu. Spakowałam do niej najpotrzebniejsze rzeczy na dwu tygodniowy pobyt w Spale, wybrałam ciuchy na podróż. Między czasie poszłam jeszcze do łazienki by wziąć prysznic, wyprostować włosy, trochę się umalować- oczywiście nie za dużo- tylko rzęsy, ponieważ nie lubiłam ostrego makijażu, schowałam do kosmetyczki 'przybory łazienkowe' i pełna gotowości z torbą na ramieniu zeszłam na dół. Miałam jeszcze czas do wyjazdu. Dokładnie 17 min. Ja to bym zaokrągliła do 15 bądź 20 min., ale u moich rodziców wszystko musiało być dokładnie zaplanowane. Nic dziwnego- byli szefami w dość dużej firmie budowlanej, która była słynna w całej Europie.
Krzątałam się jeszcze chwilę po kuchni szukając Coli na podróż i po chwili znalazłam się w
czarnym Citroenie ze słuchawkami w uszach. Podróż minęła dość szybko. Wysiadłam z samochodu, założyłam torbę na ramię, ucałowałam rodziców i z parkingu ruszyłam w stronę dużego budynku. Mama za wszelką cenę chciała iść tam ze mną ale coś wymyśliłam, że jestem już odpowiedzialna i tak dalej więc się odczepiła. Otworzyłam drzwi i podeszłam do lady naprzeciw mnie. Lada... A może to był po prostu stół ? Nie wiem do diaska. Coś w stylu 'sekretariat', 'informacja' itp.
-Dzień dobry. Jestem Agnieszka Parsuwiewicz. Miałam...
-Tak tak, wiem o co chodzi. - Przerwała mi pulchna pani w różowej bluzeczce- Schodami w górę na 3 piętro, pierwsze drzwi na lewo.
-Dziękuje.- Tak jak mi wskazano, tak zrobiłam. Weszłam na 3 piętro, co nie powiem- zajęło mi trochę czasu. Niby miałam formę ale po schodach nienawidziłam wchodzić. Schodzić, to jeszcze inna bajka. Jakby to ująć.. Leniem to ja jestem.W końcu zakończyłam swoje męczarnie. Skierowałam się na prawo i otworzyłam pierwsze drzwi. Trzymając w dłoniach już klamkę dopiero dotarło do mnie, że powinnam iść w lewo.
-Cholera.- Przekleństwo było dość głośne. Nie robię tego często, jednak gdy się porządnie wkurzę zdarza się. Wycofałam się powoli i cicho. Następnie schowałam się za rogiem, ponieważ usłyszałam jak ktoś wychodzi z pokoju. Z jednej strony mojej główki mały głosik mówił mi 'Aga, daj spokój ! Uważaj bo ktoś cię zastrzeli za to, że nie chcący otworzyłaś drzwi' , a z drugiej ' Zwiewaj ! No zwiewaj !!'. Tak.. I co ja mam tu począć. Nie byłam jakoś strasznie nie śmiała, ale jednak każdy człowiek chodź ociupinkę tej cechy w sobie ma, a więc wybrałam kwestie drugą.
Wyjrzawszy zza rogu ujrzałam odwróconego tyłem, dobrze zbudowanego mężczyznę o ciemnych
włosach. Jednak jaki to ja zawsze miałam pech, teraz również zadziałał. Moje 'wychylenie' było za mocne więc straciłam równowagę i się przewróciłam. 'Ale ja jestem mądra'- pomyślałam patrząc się w sufit z lampą, która w moich oczach była potrojona i się kiwała raz w prawo raz w lewo. Zamknęłam oczy, otworzyłam, podniosłam się 'w pół'. Złapałam się za głowę a następnie za rękę wyciągniętą w moim kierunku nie znanej osoby. Już po chwili stałam na prostych nogach. Przed sobą ujrzałam nic innego jak klatę tego umięśnionego mężczyzny. Znowu przez mój słabo dzisiaj myślący mózg po pewnym czasie dotarło do mnie, że powinnam spojrzeć na tego kogoś w twarz, a nie na jakieś bicepsy. To co teraz ujrzałam znowu osłabiło mnie i miałam wrażenie, że znowu upadnę. Stałam twarzą w twarz z gwiazdą polskiej siatkówki Zbigniewem Bartmanem.
-Wszystko gra ?- Odezwało się moje zbawienie podnoszące mnie z podłogi przed dwoma minutami.
-Nie. Cholera... tak. Tak, tak wszystko gra. Pomyliłam tylko drzwi. - Powiedziałam zakładając kolejny raz torbę na ramię, która teraz leżała obok moich stup.- Sory. Znaczy przepraszam.
Odeszłam próbując się nie odwracać. Pierwsze wrażenie- zawaliste. 'Ja to mam pecha... Ja zawsze mam pecha..!'- Te myśli dotrzymywały mi towarzystwa w drodze do odpowiedniego punktu B. Zastanowiłam się jeszcze przez chwilkę czy teraz stoję przed dobrymi drzwiami. Zapukałam i usłyszałam 'In with you' (czyt. Proszę wejść). Zrobiłam to co 'rozkazał' mi gruby, męski głos. Stałam na przeciw Andrei Anastasiego. Ucieszony moją wizytą podszedł do mnie i z uśmiechem na twarzy przywitał się ze mną podając mi rękę. Ruchem ręki wskazał mi abym siadła na krześle i wszystko dokładnie mi wytłumaczył. Min. to, że mój pokój jest na tym piętrze, konkretniej drugi po lewej stronie ; najlepiej by było, gdybym zaraz od jutra wzięła się do pracy, bo na środę tego potrzebują; dzisiaj mam dzień wolny- ktoś mnie po oprowadza po budynku, pokaże gdzie jest sala gimnastyczna i takie tam różne. Kiwnęłam głową i wyszłam. Kurcze no zajebiście.... Będę miała pokój obok Zbigniewa Bartmana. Wszystko było by w porządku gdyby nie ta akcja co nie dawno mnie spotkała. Szybko więc przeszłam obok jego drzwi, wyjęłam klucz do drzwi, który wcześniej dał mi AA. Włożyłam go do zamka, jednak nic. Kręciłam w prawo, w lewo hałasując kluczykiem z breloczkiem '2c'.
-Cholera!- Tak wiem.. Trzeci raz przeklęłam Ale to nie moja wina. Byłam wkurzona. Chciałam szybko znaleźć się w pokoju i uniknąć spotkania z Zibim. Jednak moje obawy się sprawdziły.
-Pomóc ci ?
*wiem ze nie ma takiego słowa w słowniku czy coś tam
_________________________________________________________________
* fanfary* GRATULEJSZYN FOR MI.
Skończyłam w końcu IX rozdział. W ogóle bym się za niego dzisiaj nie brała gdyby nie moja przyjaciółka, Klaudia. Thank you baby <3
Przepraszam, że nie piszę.. Ale na prawdę mam mało czasu. W gimnazjum mam ciężej niż mój brat w liceum. Ironia losu. Non stop sprawdzian, kartkówka, kartkówka, sprawdzian.
Już się biorę za czytanie Waszych blogów bo się troszeczkę 'zapuściłam' i komentowania.
Następny rozdział mam nadzieję, że będzie za tydzień. Oby :)
Pozdrowionka kochani !
niedziela, 17 marca 2013
czwartek, 7 marca 2013
Rozdział VIII
Przetarłam oczy i sięgnęłam po telefon. Spojrzałam jeszcze na godzinę zanim odczytałam
wiadomość. Była dopiero 6:47. 'Przepraszam, że napisałem tak wcześnie, ale nie mogłem spać. Szczęśliwie dojechałaś do domu?'- odczytałam. Z jednej strony fajnie, że się o mnie martwi, ale z drugiej- chyba nie muszę mu wszystkiego mówić. Odpisałam, że wszystko ok i dziękuję, że się odezwał. Rzuciłam telefon na łóżko i poszłam w stronę łazienki. Wzięłam chłodny prysznic i zeszłam na dół. Na stole czekało na mnie śniadanie, a obok niego kartka. Od rodziców, napisali, że wrócą późno. Na koniec dodali, że mnie kochają. Tak... Ja wróciłam wczoraj w nocy ze szpitala, a oni sobie poszli sprawy pozałatwiać. Nie chce, żeby koło mnie ciągle latali, ale mogli by okazać odrobinę współczucia.
Moje rozmyślenia przerwał dzwonek do drzwi. Truchtem podbiegłam do ganku i je otworzyłam.
Już po chwili byłam w uściskach moich przyjaciół. Zaprosiłam ich do środka i wszyscy znaleźliśmy się już w salonie, a między nami rozgrywała się gra 'Kent'. Między czasie opowiedziałam im wszystko co i jak. Byli trochę pochmurni, że mnie przez całe wakacje nie będzie, ja z resztą też, ale nie mogłam takiej okazji przegapić. Ale i tak pewnie byśmy się spotykali, więc bez spiny. Na nich zawsze znajdę czas.
-Kent!- Usłyszałam ze strony chłopców. Zdobyli kolejny punkt. W tej rozgrywce wygrali 10:4. Moim osobistym, skromnym zdaniem powinno być 9:4, ponieważ Mati z Kubą oszukiwali w czym oczywiście pomagał im Piotruś.
-Teraz to już nie wygracie!- Powiedziałam unosząc brwi do góry. Wzięłam talie kart i jako że była teraz moja kolei na kasowanie- zrobiłam to. Po chwili każdy oprócz mnie trzymał 3 kary w dłoni, ja miałam 4. Zastanawiałam się nad ruchem. Podałam damę w stronę Ewelina. Wzięła ją szybkim ruchem ręki aby nikt z przeciwników jej nie zauważył jednak nie udało się jej to. Z 'równowagi' wytrącił ją dzwoniący telefon. W gruncie rzeczy kartę zobaczył Mateusz, bo moja partnerka z drużyny odskoczyła momentalnie. Odebrała komórkę i zaczęła rozmawiać przez telefon. Wyszła do kuchni lecz za chwile wróciła.
-No co tam ? - Zaczęłam zbierać karty widząc, że Ewelina pewnie znowu będzie musiała iść.
-Muszę już spadać, bo mam trening z tatą.- Odpowiedziała zbierając swoje rzeczy do torebki.
-Jaki trening?- Zapytał zaciekawiony Piotruś liżąc truskawkowego lizaka, którego kupił mu Bartek.
-Idę na czwartki ( tkz. zawody w bieganiu w czwartki).
-A w jaki dzień masz te czwartki?- Cały salon zapełniony był śmiechami. Ten mały zawsze musiał coś dowalić. Było mi go trochę żal, bo wszyscy się śmiali a on biedny stał i nie wiedział o co chodzi.
Przytuliłam Ewell i odprowadziłam ją do drzwi. W tym krótkim momencie wymieniliśmy kilka zdań o tym, że Ewelina ma już tego dość, jest zmęczona, nie ma na nic czasu itp. Szkoda mi jej było, no ale niestety nic na to nie mogłam poradzić. Posłałam jej jedynie spojrzenie typu 'dasz radę' i jeszcze raz utuliłam ją do siebie, ponieważ było to nasze ostatnie spotkanie przez najbliższe 2 tygodnie, bo już jutro wyjeżdżałam.
Wróciłam do mojej brudnej, świńskiej zgrai, która właśnie odpalała moje PlayStation. Przyłączyłam
się do nich ale po chwili znudziło mnie. Poszłam do kuchni i przyrządziłam nam kanapki z ogórkiem szynką i serem. Kopnęłam w drzwi do salonu, aby ktoś mi je otworzył bo w jednym ręku trzymałam talerz i szklanki a w drugim całą litrową butelkę coli. Jednak nikt mi nie pomógł.
-Otwierajcie do cholery te drzwi!- Krzyknęłam pełna już oburzenia. Usłyszałam kroki i za chwilę w końcu mogłam wejść do upragnionego miejsca. Kanapki wraz z innymi rzeczami przyniesionymi przeze mnie położyłam na podłodze obok, nalałam sobie coli ale oczywiście zaraz kolejka ciągnęła się z prośbami abym chłopakom też nalała. Uczyniłam to lecz jak zwykle jednego, cholernego 'dziękuję' nie usłyszałam. Nie ma się co nawet trudzić, banda oszołomów.
Kuba kończył już kolejną rundę w jakieś wyścigówki po czym wszyscy zaczęli zbierać się do domu.
Wziął swój telefon odłączając go od prądu - bez karnie kradł mój własny prąd! I zmierzał do wyjścia.
Poszłam za nim a zaraz za mną pojawił się Piotruś. Oboje byli gotowi do wyjścia kiedy Kuba zobaczył talerz owoców. Złapał jeden z nich i zaczął się kosztować jego smakiem.
- Trochę kwaśne to jabłko. - Powiedział biorąc kęs po kęsie.
- Bo to jest śliwka...- Odpowiedziałam patrząc na niego jak na idiotę. Spojrzał na swoją 'nową' śliwkę i dopiero za kumał jakim to on jest idiotą. Udałam, że to nic takiego i również jak z Eweliną, pożegnałam się z nim przytulając go. Następnie Piotrusia i już po chwili oboje byli za moją furtką od podwórka.
Weszłam do miejsca pobytu naszej ferajny. Mateusza już tam nie było, za pewne poleciał już do swojego pokoju i w kimkę a ja tu jeszcze zostaje z tym syfem... Eh, szkoda gadać. Szybko wzięłam się za sprzątanie i za chwilę znalazłam się w zalanej gorącą wodą wannie a tusz po niej w łóżku. Włożyłam słuchawki do uszu. Już prawie zasypiałam kiedy usłyszałam sygnał przychodzącej wiadomości. Był to sms od Kamila, kolegi z klasy. Nawet dobrze mi się z nim rozmawiało itp.
Właśnie jestem w centrum miasta. Powiedz
mi do cholery gdzie znajdę w środku nocy
jakiś sklep ze sprzętem elektronicznym ?
-Odczytałam.
Masz obok domu Mediamarkt. Czemu
tam go nie kupiłeś ?
-Wysłałam.
Heh... No wiesz, Mediamarkt nie dla
idiotów..
- Odpisał mi.
___________________________________________________________________
BARDZO PRZEPRASZAM.
Wiem, że długo tu mnie nie było, ale na prawdę nie miałam czasu.
Szkoła, zbiórki itp.
Macie tutaj rozdział... Wiem, że trochę taki nie zbyt siatkarski... ale co tam xd
POZDROWIONKA SŁODZIAKI ;*
wiadomość. Była dopiero 6:47. 'Przepraszam, że napisałem tak wcześnie, ale nie mogłem spać. Szczęśliwie dojechałaś do domu?'- odczytałam. Z jednej strony fajnie, że się o mnie martwi, ale z drugiej- chyba nie muszę mu wszystkiego mówić. Odpisałam, że wszystko ok i dziękuję, że się odezwał. Rzuciłam telefon na łóżko i poszłam w stronę łazienki. Wzięłam chłodny prysznic i zeszłam na dół. Na stole czekało na mnie śniadanie, a obok niego kartka. Od rodziców, napisali, że wrócą późno. Na koniec dodali, że mnie kochają. Tak... Ja wróciłam wczoraj w nocy ze szpitala, a oni sobie poszli sprawy pozałatwiać. Nie chce, żeby koło mnie ciągle latali, ale mogli by okazać odrobinę współczucia.
Moje rozmyślenia przerwał dzwonek do drzwi. Truchtem podbiegłam do ganku i je otworzyłam.
Już po chwili byłam w uściskach moich przyjaciół. Zaprosiłam ich do środka i wszyscy znaleźliśmy się już w salonie, a między nami rozgrywała się gra 'Kent'. Między czasie opowiedziałam im wszystko co i jak. Byli trochę pochmurni, że mnie przez całe wakacje nie będzie, ja z resztą też, ale nie mogłam takiej okazji przegapić. Ale i tak pewnie byśmy się spotykali, więc bez spiny. Na nich zawsze znajdę czas.
-Kent!- Usłyszałam ze strony chłopców. Zdobyli kolejny punkt. W tej rozgrywce wygrali 10:4. Moim osobistym, skromnym zdaniem powinno być 9:4, ponieważ Mati z Kubą oszukiwali w czym oczywiście pomagał im Piotruś.
-Teraz to już nie wygracie!- Powiedziałam unosząc brwi do góry. Wzięłam talie kart i jako że była teraz moja kolei na kasowanie- zrobiłam to. Po chwili każdy oprócz mnie trzymał 3 kary w dłoni, ja miałam 4. Zastanawiałam się nad ruchem. Podałam damę w stronę Ewelina. Wzięła ją szybkim ruchem ręki aby nikt z przeciwników jej nie zauważył jednak nie udało się jej to. Z 'równowagi' wytrącił ją dzwoniący telefon. W gruncie rzeczy kartę zobaczył Mateusz, bo moja partnerka z drużyny odskoczyła momentalnie. Odebrała komórkę i zaczęła rozmawiać przez telefon. Wyszła do kuchni lecz za chwile wróciła.
-No co tam ? - Zaczęłam zbierać karty widząc, że Ewelina pewnie znowu będzie musiała iść.
-Muszę już spadać, bo mam trening z tatą.- Odpowiedziała zbierając swoje rzeczy do torebki.
-Jaki trening?- Zapytał zaciekawiony Piotruś liżąc truskawkowego lizaka, którego kupił mu Bartek.
-Idę na czwartki ( tkz. zawody w bieganiu w czwartki).
-A w jaki dzień masz te czwartki?- Cały salon zapełniony był śmiechami. Ten mały zawsze musiał coś dowalić. Było mi go trochę żal, bo wszyscy się śmiali a on biedny stał i nie wiedział o co chodzi.
Przytuliłam Ewell i odprowadziłam ją do drzwi. W tym krótkim momencie wymieniliśmy kilka zdań o tym, że Ewelina ma już tego dość, jest zmęczona, nie ma na nic czasu itp. Szkoda mi jej było, no ale niestety nic na to nie mogłam poradzić. Posłałam jej jedynie spojrzenie typu 'dasz radę' i jeszcze raz utuliłam ją do siebie, ponieważ było to nasze ostatnie spotkanie przez najbliższe 2 tygodnie, bo już jutro wyjeżdżałam.
Wróciłam do mojej brudnej, świńskiej zgrai, która właśnie odpalała moje PlayStation. Przyłączyłam
się do nich ale po chwili znudziło mnie. Poszłam do kuchni i przyrządziłam nam kanapki z ogórkiem szynką i serem. Kopnęłam w drzwi do salonu, aby ktoś mi je otworzył bo w jednym ręku trzymałam talerz i szklanki a w drugim całą litrową butelkę coli. Jednak nikt mi nie pomógł.
-Otwierajcie do cholery te drzwi!- Krzyknęłam pełna już oburzenia. Usłyszałam kroki i za chwilę w końcu mogłam wejść do upragnionego miejsca. Kanapki wraz z innymi rzeczami przyniesionymi przeze mnie położyłam na podłodze obok, nalałam sobie coli ale oczywiście zaraz kolejka ciągnęła się z prośbami abym chłopakom też nalała. Uczyniłam to lecz jak zwykle jednego, cholernego 'dziękuję' nie usłyszałam. Nie ma się co nawet trudzić, banda oszołomów.
Kuba kończył już kolejną rundę w jakieś wyścigówki po czym wszyscy zaczęli zbierać się do domu.
Wziął swój telefon odłączając go od prądu - bez karnie kradł mój własny prąd! I zmierzał do wyjścia.
Poszłam za nim a zaraz za mną pojawił się Piotruś. Oboje byli gotowi do wyjścia kiedy Kuba zobaczył talerz owoców. Złapał jeden z nich i zaczął się kosztować jego smakiem.
- Trochę kwaśne to jabłko. - Powiedział biorąc kęs po kęsie.
- Bo to jest śliwka...- Odpowiedziałam patrząc na niego jak na idiotę. Spojrzał na swoją 'nową' śliwkę i dopiero za kumał jakim to on jest idiotą. Udałam, że to nic takiego i również jak z Eweliną, pożegnałam się z nim przytulając go. Następnie Piotrusia i już po chwili oboje byli za moją furtką od podwórka.
Weszłam do miejsca pobytu naszej ferajny. Mateusza już tam nie było, za pewne poleciał już do swojego pokoju i w kimkę a ja tu jeszcze zostaje z tym syfem... Eh, szkoda gadać. Szybko wzięłam się za sprzątanie i za chwilę znalazłam się w zalanej gorącą wodą wannie a tusz po niej w łóżku. Włożyłam słuchawki do uszu. Już prawie zasypiałam kiedy usłyszałam sygnał przychodzącej wiadomości. Był to sms od Kamila, kolegi z klasy. Nawet dobrze mi się z nim rozmawiało itp.
Właśnie jestem w centrum miasta. Powiedz
mi do cholery gdzie znajdę w środku nocy
jakiś sklep ze sprzętem elektronicznym ?
-Odczytałam.
Masz obok domu Mediamarkt. Czemu
tam go nie kupiłeś ?
-Wysłałam.
Heh... No wiesz, Mediamarkt nie dla
idiotów..
- Odpisał mi.
___________________________________________________________________
BARDZO PRZEPRASZAM.
Wiem, że długo tu mnie nie było, ale na prawdę nie miałam czasu.
Szkoła, zbiórki itp.
Macie tutaj rozdział... Wiem, że trochę taki nie zbyt siatkarski... ale co tam xd
POZDROWIONKA SŁODZIAKI ;*
Subskrybuj:
Posty (Atom)